• Mówią o nas
  • Chwasty
  • Poradnik
  • Rozmowy
  • Artykuły
  • Wydarzenia
  • Strona projektu
  • nasze ogródki:
  • Białystok
    • GALERIA ARSENAŁ
    • B. MUZEUM WSI
    •  
  • Bydgoszcz
  • Gdańsk
  • Lublin
  • Łódź
  • Olsztyn
  • Tarnów
  • Warszawa
    • KRÓLIKARNIA
    • MUZEUM ŻYDÓW POLSKICH
    •  
  • Wrocław
    • MUZEUM WSPÓŁCZESNE
    • WRO ART
  • Zielona Góra
  • Zdjęcia: 7

    GRZĄDKA NO.4 / Najważniejsza jest współpraca

    Królikarnia: Jesteś osobą, którą najczęściej widzimy przy grządce numer cztery Nieużytków Sztuki w Królikarni. Właściwie wszystkie osoby przychodzą po zakończeniu naszej pracy, no i swojej oczywiście. Mijamy się z nimi. Dlatego ty nas niezwykle intrygowałaś. Padały mało dyskretne pytania: „Czym się zajmuje?”, „Kim jest?” Ania Matuszczak: Jak to się dzieje, że mogę sobie na to pozwolić? Faktycznie mam małą przerwę w pracy. Chcę sobie dać czas do namysłu, zastanowić się spokojnie co dalej. W którą stronę pójść. Doszłam do wniosku, że swoją drogę zawodową muszę oprzeć na czymś nowym. Chyba się składam z różnych dziwnych kawałków... Z wykształcenia jestem pedagogiem i krótko pracowałam właśnie w ten sposób. Potem jednak wykonywałam masę bardzo różnych zadań, w różnych miejscach. Następny był sklep internetowy. A teraz piszę bloga kulinarnego, który nosi nazwę Orajtkitchen i serdecznie zapraszam do odwiedzin (www.orajtkitchen.blogspot.com), piszę również przepisy na stronę magazynu Kukbuk. I to mnie pochłania. Zajmuję się też fotografią kulinarną. Chciałabym iść w tym kierunku. Tylko to są procesy, które wymagają czasu. K: Czy dla ciebie grządka w Królikarni przyjęła taką funkcję defragmentaryzacji czasu? Stała się sposobem na narzucenie sobie regularnego obowiązku? AM: Z roślinami jest tak, że szybko otrzymujesz satysfakcję: szybko rosną, szybko dojrzewają i szybko można je zjeść. Mamy lato, które sprzyja żeby zajmować się takimi rzeczami. Mam też na balkonie ogródek: zioła, pomidory, sałata. Sałata jest po prostu przepyszna. Choć u mnie malutka, bo zanim zawiązuje główki – ja zdążę ją już zjeść! To niesamowicie przyjemne jak rano jesz śniadanie z listkiem sałaty, który przed momentem zerwałaś, wyciągnęłaś z ziemi. Niesamowicie dużo radości daje to, że coś rośnie. Roślina, którą sama zasadziłaś czy zasiałaś, i sama o nią dbałaś. Ten element odpowiedzialności za coś i zadowolenia, że to po prostu się udaje. To chyba tak jak relacja z dziećmi – tylko w tym drugim przypadku proces jest o wiele dłuższy. K: Ale jednak z balkonu własnego mieszkania do Królikarni droga daleka. Jak trafiłaś do nas? AM: To było bardzo spontaniczne. Pamiętam, że pierwsze spotkanie było w poniedziałek. W tym dniu w południe przeczytałam o tym projekcie w gazecie. I postanowiłam przyjść. A Królikarnia nie jest mi obca. Swoją przygodę z tym miejscem zaczynałam „łowiąc ryby” w stawie poniżej tarasu. Razem z mamą i bratem wyławialiśmy liście pływające po wodzie. Potem przychodziliśmy całą klasą na różne spotkania, kiedy byłam w liceum. To jest takie miejsce, które znam i, które przewija się przez moje życie co jakiś czas. To też był jakiś magnes, który przyciągnął mnie do Nieużytków Sztuki. Możliwe, że gdyby to było gdzie indziej – na przykład na dalekiej Pradze – to bym się nie pojawiła i nie włączyła w to wszystko. K: Spontaniczna decyzja – to fakt. Jednak regularna praca przez kilka miesięcy to już zupełnie inna sprawa... AM: Fajne jest to, że działamy w grupie. To był świetny pomysł. My pracujemy z cudowną panią Alfredą. Bez niej ta grządka pewnie by umarła. Ja faktycznie wpadam, podlewam, ale nawet trochę boję się pielić, bo mam wątpliwości czy nie wyrywam jakiejś wspaniałej sadzonki, której nie rozpoznałam. Pani Alfreda pomaga nam – służy swoim doświadczeniem, radą i pracą. Chyba jest to wiedza przekazywana z pokolenia na pokolenie. Ja nie wiedziałam, że z sadzeniem pomidorów należy poczekać do okresu po piętnastym maja. Ja bym je wysadziła od razu i pewnie straciła wszystkie sadzonki. Tutaj wkracza pani Alfreda. Ma dużą wiedzę. Podobnie było kiedy zaatakowały nas szkodniki. To ona przyszła roślinom z odsieczą. My się na tym nie znamy. I to wychodziło tak naturalnie w konkretnych sytuacjach. Pani Alfreda mieszka obok Agnieszki (innej członkini naszej grupy). I też ma na balkonie ogród i coś czuję, że nawet balkonowym ogródkiem Agnieszki się zajmuje. A przynajmniej doradza. Mamy tę grupę i to jest wspaniałe. Od czasu do czasu spotykamy się przypadkowo przy naszym ogródku. Początkowo umawiałyśmy się na wspólne planowanie, sadzenie, omawianie jak zorganizujemy sobie pracę. Jedną z fajniejszych rzeczy tego projektu jest właśnie wspólna praca. Odpowiedzialność jest też podzielona. Teraz ja nie mogę, ale przyłożę się bardziej jak ktoś inny wyjedzie na wakacje. A różnica wieku między nami jakby się zatarła. Nie ma w ogóle znaczenia. A w ogóle fajnie jest poznawać ludzi, którzy zajmują się czymś wydawałoby się prostym i oczywistym, ale jest to ich pasja. Potrafią o tym rozmawiać godzinami, a słuchanie ich potrafi być bardzo wciągające. K: A wiesz, że były takie zarzuty, że to taki „hipsterski projekcik”? Zresztą jak cały ruch miejskiego ogrodnictwa w Warszawie. Taka chwilowa moda, która umrze wraz z zaniedbanymi i usychającymi roślinami... AM: Zdecydowanie się nie zgadzam. Co dziś nie jest hipsterskie? Mam psa – czy to jest hipsterskie ? Przyjeżdżam tu na rowerze – czy to jest hipsterskie ? Chyba sami to definiujemy. Mam psa bo go kocham. Na rowerze jeżdżę, bo to wygodne. I kropka. Dla mnie to jest super, że ludzie sieją, że powstają takie projekty. To są naturalne rzeźby - „pomniki przyrody” (tyle, że takie, które zeszły z koturnów). Poza tym te inicjatywy łączą ludzi. Żyjemy w świecie paradoksu. Z jednej strony ludzie się zamykają, pogrążają w kulturze masowej, robią zakupy w centrach handlowych, spłycają każdą sferę życia . A z drugiej strony – są osoby, które myślą ekologicznie. Wspaniałe jest uprawianie balkonów, które rozbudowują się o europalety czy przerzucane na zewnątrz konstrukcje różnego typu. Tworzą instalacje, które dodają dużo uroku miastu. Moja rodzina i znajomi wiedzą o moim udziale w projekcie. Niektórzy przychodzą tu ze mną. Wszystkim się chwalę, ze uprawiam grządkę w Królikarni i nikt tego nie neguje. Wszyscy bardzo pozytywnie to przyjęli i wszyscy byli ciekawi jak to wygląda w praktyce. Ludzi ciągnie do uprawiania ziemi. Do plonów: śliwek czy jabłek z własnego sadu. To jakiś atawizm. To są wartości, które wracają. Dużo się o tym mówi. Ale to zrozumiałe - kontakt z zielenią to też relaks, odpoczynek, walka ze stresem. K: Dużo mówimy o ogrodniczym wymiarze Nieużytków. A co sądzisz na temat innego wymiaru tego działania, o którym pisała Elżbieta Jabłońska, – nawiązywania relacji uczestników z instytucją kultury i... jej pracownikami? AM: Zawsze jak się coś takiego dzieje to jakieś ziarenko zostaje zasiane i powoli sobie kiełkuje. Znowu ogrodnicza metafora! Ja biorę już udział w kolejnym projekcie Elżbiety Jabłońskiej „Ćwiczenia z zaniechania”. I specjalnie wybieram się w tym celu do Sopotu. Tym razem autorka proponuje dwudniową akcję w nadmorskim krajobrazie, do której zaprasza chętnych z całej Polski. Weekendowy pobyt w Sopocie będzie pretekstem do rezygnacji z typowych czynności na rzecz absolutnego relaksu i wspólnego odpoczynku i nudzenia się nad brzegiem Bałtyku. I to jest to o czym mówiłam wcześniej. Jakaś zdefiniowana potrzeba ludzi w tych czasach. A od kogo dowiedziałam się o takiej możliwości? Od ciebie, w Królikarni. Wróciłam do domu, wypełniłam wniosek, wysłałam i jadę. Ale nie chcę stawiać wspólnego mianownika dla naszych ogrodników. Albo ktoś jest ciekawy takich rzeczy i go do tego ciągnie. Albo nie. To jest cecha indywidualna. K: A słyszałaś już wcześniej o artystce? AM: No jasne! Ona jest postfeministyczna w swoich pracach. Większość projektów przynajmniej kojarzę. Pamiętam zwłaszcza plakat z kampanii „Gry domowe” Galerii Zewnętrznej AMS. Równolegle do plakatu powstał także projekt „Supermatka”. Jabłońska siedzi sobie w kuchni w stroju superbohatera. Chodzi o te rzeczy, którymi zajmują się kobiety i ich rolę w życiu. Siedzi sobie więc artystka, z synem na kolanach i z tym piekarnikiem z tyłu. Do mnie to też trafia, bo ja sama dużo siedzę w kuchni, bardzo to lubię. Nie ujmuje mi to w żaden sposób. Uważam, że jest to fantastyczny sposób na spędzanie czasu – zrobienie komuś czegoś do jedzenia. Tak od siebie, po swojemu. To miłe dla osoby która to robi i dla tej, która to dostaje. Taka wymiana dobra. K: A jak patrzysz na ten projekt, którego jesteś częścią? Jak przeanalizowałabyś go jako dzieło sztuki? AM: Ostatnio myślałam czym jest dla mnie rzeźba. Pierwsze skojarzenie to takie barokowe potworki. Przaśny barok. Tak naprawdę rzeźba jest dzisiaj zupełnie czym innym. Przed chwilą rozmawiałyśmy o jabłonce, której podpory zaprojektowała artystka - Agnieszka Brzeżańska. Jej instalacja ma funkcję użytkową, ale jest tez kolejnym obiektem w Parku Rzeźb. Przychodząc tutaj dowiaduję się, że zwykłe paliki, coś z pozoru zwyczajnego, zaczerpnięte zostało formalnie z tradycji japońskiej. To bardzo ciekawe. Odkrywam też wystawę neonów. Z „Lenistwem” - czy nie o tym mówimy od jakiegoś czasu? Nasze grządki to też taki symboliczny kawałek ziemi. Być może chodziło o to by wykorzystać zasoby instytucji, być może też o to by wpuścić trochę chaotycznej zieleni w ten uporządkowany świat. I upiększać roślinnością. Bo natura to też wielka artystka. Drzewa to dla mnie formy bliskie rzeźbiarskim bryłom. Ludzie myślą, że mała grządka to małe pole do popisu. A czy każdy byłby w stanie przychodzić tutaj codziennie i uprawiać wielką połać ziemi? Raczej nie. To symbol połączenia sztuki z przyrodą. Umowy były trochę zaskoczeniem, ale jak widać nie odstraszyły nas. Umowa to część obligująca. Człowiek jest z natury leniwy a to nas wzięło w karby. Było w tym coś motywującego. A nawet jeśli ktoś nam z tych naszych upraw wyjada to ja nie mam nic przeciwko temu. Zawsze jak przychodzę pomidory są zielone – gdzie się podziewają czerwone? Ale jeśli ludzie tego nie wyrzucają tylko zgłodnieją na widok apetycznego pomidorka – życzę smacznego. Dla mnie to nie jest problem. K: A jak widzisz koniec projektu? AM: Musiałabym się zapytać co na ten temat sądzi cała nasza grupa. Ja chciałabym jak najbardziej dalej tutaj pracować. Może trochę inaczej bym do tego podeszła – inaczej zorganizowała, rozplanowała doniczkę, inne rośliny wybrała. Jeśli będzie taka szansa i okazja – ja zostaję! Dobrym dla mnie doświadczeniem było wejście do grupy. I tego nie chciałabym zmieniać. rozmawiała Monika Weychert Waluszko Wykorzystano trzy zdjęcia autorstwa Anny Matuszczak


    2014-08-28
    WARSZAWA | Królikarnia
  • Zdjęcia: 2

    SLOW FOOD YOUTH I NIEUŻYTKI SZTUKI - wywiad

    W projekcie Nieużytki Sztuki w Warszawie wzięło udział wiele fundacji i stowarzyszeń propagujących zdrowy styl życia, świadome odżywianie i podejmowanie decyzji przy wyborze produktów spożywczych. Tym razem rozmawiałam z Kasią Wojtkowską ze Slow Food Youth. Stowarzyszenie Slow Food Youth Warszawa zajmuje się edukacją kulinarną, organizując spotkania, warsztaty i szkolenia o tematyce kulinarnej oraz propagowaniem sezonowej, lokalnej i regionalnej żywności i kultury kulinarnej. Królikarnia: Czym zajmuje się stowarzyszenie Slow Food Youth i dlaczego zdecydowaliście się na udział w programie Nieużytki Sztuki? Kasia Wojtkowska: Slow Food Youth jest młodzieżówką dużego Slow Food. Zajmujemy się propagowaniem zdrowej, regionalnej i lokalnej żywności, dlatego chcieliśmy mieć własną grządkę, gdzie możemy mieć roślinki. K: Czy „Nieużytki Sztuki” miały być początkiem jakiejś większej waszej inicjatywy tworzenia w mieście miejsc, gdzie mieszkańcy mogą mieć kawałek ziemi i sadzić jakieś warzywa, owoce, czy zioła? Czy jest to jednorazowa akcja? K. W: Chciałyśmy po prostu mieć grządkę. Długo zastanawiałyśmy się gdzie w Warszawie możemy sadzić rośliny. Na początku chciałyśmy u mojej babci, w ogródkach działkowych na Pradze, no ale potem dowiedziałyśmy się o Nieużytkach Sztuki w Królikarni i zgłosiłyśmy się do projektu. Udział w projekcie jest trochę zabawą, bo my prowadzimy warsztaty o odżywianiu, organizujemy również wycieczki po bazarkach i to głównie tam jesteśmy znani, dzięki Sezonowej Akcji Zakupowej, czy właśnie warsztatów, które organizujemy. A to miał być taki powrót do korzeni, że każdy ma swoją grządkę i może w niej posadzić, co chce. K: Czy możesz powiedzieć coś więcej o Sezonowej Akcji Zakupowej? K.W: Ideą Slow Foodu jest to aby propagować regionalną dobrą kuchnię i przypominać o tym, że jedzenie jest przyjemnością, ale również o tym, że ważne jest to, gdzie robimy zakupy. Takim czołowym projektem obecnie Slow Food Youth jest Sezonowa Akcja Zakupowa, która pokazuje kupującym, jak kupować, jak zadawać pytania, jak rozpoznać produkty dobrej jakości, sezonowe, jak wspierać lokalnych przetwórców, pokazywać, że czasami warto kupić coś droższego, ale za to lepszej jakości, że czasem warto poświęcić ilość nad jakość, i oprowadzamy mieszkańców Warszawy np. po Hali Mirowskiej. Stworzyliśmy również mapki bazarów warszawskich, które są udostępniane na naszym profilu na fb, na mapie zaznaczeni są sprzedawcy, których polecamy, z kim można porozmawiać o produktach. Na tych spacerach rozmawiamy, dzielimy się doświadczeniem, w czasie tych spacerów tworzy się wspólna wiedza, jak i gdzie kupować, jak rozmawiać ze sprzedawcami. Po bazarach oprowadzają szefowie kuchni, foodisie, czy pasjonaci kuchni, którzy mają dużą i chętnie się nią dzielą z mieszkańcami Warszawy. K: Jak często i kiedy organizowane są takie spacery? K.W: Dwa razy w miesiącu: najbliższy spacer będzie w pierwszy, albo drugi weekend lipca na Wiatracznej. K: Jaki macie pomysł na waszą grządkę? K.W: Zastanawiamy się czy nie posadzić sadzonek truskawek, na razie mamy fasolki chińskie, rozmaryn i miałyśmy też fiołka jadalnego, który niestety wysechł, bo nie wiedziałyśmy, że powinien rosnąć raczej w cieniu. K: A wiesz kim jest artystka, autorka projektu Nieużytki Sztuki? K.W: Niestety nie wgłębiałam się w wiedzę na temat autora projektu. Najważniejsze było dla mnie to, że mogę mieć swoją grządkę i sadzić w niej rośliny. K: A zastanawiałaś się jaki jest cel tego projektu, co artystka chciała osiągnąć czy udowodnić, dając w miejscach publicznych, które są parkami, czy ogrodami przy galeriach i muzeach, możliwość posiadanie własnej grządki i sadzenie w niej roślin K.W: Jak w każdej formie sztuki, tu chodzi o wyrażenie siebie. My mamy jadalne kwiaty, zioła a inne panie, z którymi się zaprzyjaźniłyśmy, mają też kwiaty. Wiadomo jednak, że my mamy inny cel, niż te panie - u nas najważniejszy jest aspekt kulinarny, a nie estetyczne patrzenie na grządkę. Również chyba chodzi o to, żeby sztuka wyszła do mieszkańców, bo jest to przestrzeń publiczna, każdy może przyjść, posadzić coś, czy tylko popatrzyć i porozmawiać. Nie mówimy o tym, że najlepiej by było, gdyby każdy miał owoce i warzywa z własnej grządki, no bo jesteśmy w mieście. Ale zachęcamy do tego, żeby hodować np. zioła, żeby kupować na Hali Mirowskiej u P. Darka zioła i posadzić je sobie w domu. rozmawiała: Eleonora Bojanowska


    2014-07-02 13:57:47
    WARSZAWA | Królikarnia
  • Zdjęcia: 2

    GRZĄDKA NO.1 / WYWIAD

    Rozmowa z Agnieszką Nowak ze stowarzyszenia DIETANOVA o tym, że zdrowe odżywianie wcale nie musi być drogie, a także świadomości, raczej jej braku na temat zdrowego i racjonalnego odżywiania. A pretekstem do rozmowy była mała grządka. KRÓLIKARNIA: Skąd wziął się pomysł, żeby jako stowarzyszenie DIETANOVA wziąć udziału w projekcie Nieużytki Sztuki? AGNIESZKA NOWAK: Na początku byliśmy trochę zaskoczeni tym pomysłem, ale pomyśleliśmy, że jest to dobra okazja, żeby podzielić się z innymi, tym co robimy. A zajmujemy się edukacją żywieniową, czyli opowiadamy o tym, co jest zdrowe i co warto jeść. Chcemy o tym wszystkim mówić w sposób praktyczny, żeby ludzie mieli poczucie, że potrafią to zrobić sami w swoim domu, że to nie jest jakaś tajemna wiedza z gabinetu dietetycznego, czy z fabryki, gdzie się produkuje żywność. A w mieście jest mało miejsc i okazji, żeby przypominać, że żywność pochodzi z ziemi, że wszystko zaczyna się od tego, że coś wyrasta na polu, a później zwierzęta to jedzą a potem my te zwierzęta… I pomyśleliśmy sobie, że hodowla takich warzyw, czy ziół będzie fajną okazją, żeby przypomnieć skąd pochodzi jedzenie, bo my na co dzień zaopatrując się w żywność chodzimy do sklepów, gdzie oczywiście jest dział z warzywami, ale 3/4 sklepu to zapakowane hermetycznie produkty, które się zupełnie nie kojarzą z czymś naturalnym. A tutaj na tej grządce można zobaczyć, jak z małej, zielonej roślinki wyrasta pomidor. Chcemy też gromadzić ludzi wokół tej idei, hodowli, i tego, że zdrowe jedzenie jest czymś przyjemnym, że nie jest trudne… K: Ale chyba dzisiaj ekologiczne i zdrowe jedzenie jest już dość modne i popularne…? A.N: Myślę, że jest duża różnorodność, w sposobie, jak ludzie się odżywiają. Jest część osób, która przeszła taką „przemianę” i żywi się bardzo zdrowo, albo dostrzega znaczenie tego żywienia. Aczkolwiek my widzimy, że znacznie więcej osób ma z tym problem i to nie musi być kwestia tylko tego, że ktoś uważa, że to jak się odżywia jest bez znaczenia i je byle co, to nie musi być kwestia tego, że ktoś w ogóle nie ma świadomości. Czasami osoby, które mają wiedzę, interesują się zdrowym odżywianiem gubią się w tym, co jest naprawdę wartościowe, ponieważ jest bardzo dużo, często sprzecznych, informacji w mediach na temat zdrowego odżywiania. Brakuje rzetelnej, prostej i konkretnej informacji, co jest zdrowe, co ma znaczenie, a co jest tak naprawdę już kwestią gustu. Jeżeli chodzi o żywność ekologiczną, to w naszym kraju jest taka dziwna sytuacja, że to jest moda, nie jest to kwestia zdrowia, tylko właśnie mody. Zdrowa żywność w Polsce jest droga i trudno dostępna, dlatego dla wielu jest ona nieosiągalna. I w tym trendzie, gubi się czasami ideę, bo jak się pójdzie do sklepu ekologicznego i zapyta dlaczego ta żywność jest taka droga, to słyszy się, że to dlatego, że przyjechała z Niemiec (!) No i w tym momencie, gdzie jest ekologia? Fakt, że była uprawiana ekologiczną metodą, ale przyjechała 1000 km, zatruwając drogę spalinami, żeby do nas dotrzeć. A sprawa jest dużo prostsza. To jest właśnie ten fenomen prawidłowego żywienia: każdy może jeść zdrowo. Wiele rzeczy możemy zrobić sami, nawet posiadając taką grządkę jak w Królikarni, albo doniczkę na balkonie, można mieć swoje zioła. K: To czym zajmuje się konkretnie Wasze stowarzyszenie? A: Nasze stowarzyszenie prowadzi warsztaty w przedszkolach i szkołach. Stwierdziliśmy, że będziemy docierać do najmłodszych, ponieważ oni są jeszcze na początku swojej drogi konsumenckiej i nie są skażeni zbyt wieloma informacjami z mediów, nie czytają, tego co jest w Internecie, więc u nich ten proces edukacji jest najistotniejszy i najwięcej można zdziałać. A poza tym są bezbronni wobec tego, co dają im różne reklamy… Zajęcia są w formie warsztatów kulinarnych, w czasie, których dzieci przyrządzają różne potrawy: zupy, sałatki… Dzieciom sprawia wielką przyjemność, że mogą same coś ugotować, są z tego dumne, mimo że czasami wychodzą zaskakujące rzeczy np. w sałatkach, można znaleźć wielkie kawałki marchewki, czy dziesięć centymetrów pietruszki. Dzieci uświadamiają sobie, że gotowanie nie jest trudne i mogą sami to robić. K: Czy planujecie w ramach projektu zrobić jakieś warsztaty w Królikarni, wokół „grządki”? A: Mieliśmy pomysł, żeby zapraszać tam dzieci i prowadzić z nimi warsztaty. Mieliśmy nadzieję, że będą mogły tam też pokopać w ziemi, ale grządka jest chyba trochę na to za mała. Na pewno chcemy udokumentować fotograficznie to, co się w niej zadzieje, co tam urośnie i później pokazać to w intranecie, czy w czasie warsztatów. Zobaczymy, co z tego uda nam się zrealizować:) Na razie działaliśmy głównie kulinarnie, ale przy okazji tej grządki pojawił się pomysł, żeby pokazać proces pozyskiwania żywności, uświadamiania tego, że to jest część natury, że jedzenie jest kontynuacją środowiska, w którym żyjemy. K: Myśli pani, że dzisiaj to jest duży problem wśród dzieci, że one żyją w zupełnym oderwaniu od tego, skąd pochodzi jedzenie, co jest zdrowe, naturalne…? A: Tak, zdecydowanie tak, można powiedzieć, że u nas w kraju jest trochę lepsza sytuacja niż na zachodzie Europy, czy w Stanach Zjednoczonych, ale nasze dzieci tez coraz częściej nie wiedzą, że żywność pochodzi z pola, szczególnie dzieci, które mieszkają w miastach i nie były nigdy na wsi, nie widziały pola. Jeżeli chodzi o dostępność żywności wydaje mi się, że dzieci, które widzą, że wszystko z w sklepach jest zapakowane nie są świadome, że żywność jest wytwarzana przez człowieka, że sam hoduje rośliny i zwierzęta. I to trzeba dziś im uświadamiać. Bo jeżeli można kupić w automacie kanapkę, to dzieci nie wiedzą, że kanapkę można zrobić samemu, a skąd dopiero mają wiedzieć, że sałata z tej kanapki wyrosła na polu. Najtrudniejsze jest to, że problem ten dotyczy dzieci i dorosłych niezależnie od statusu społecznego, wykształcenia.. Teoretycznie mówi się, że w zamożnym domu jedzenie powinno być lepszej, jakości, a ludzie z wyższym wykształceniem powinni się lepiej odżywiać, ale prawda jest taka, że nieświadomość i błędy w żywieniu dotyczą wszystkich ludzi, tylko trochę w inny sposób. Problemem jest to, że żywność tania jest często gorszej, jakości, bo ma więcej tłuszczu, więcej dodatków chemicznych i niskiej, jakości składników, ale żywność droższa, czyli wygodniejsza w użytku też bardzo często odbiega od produktów naturalnych. K: Słyszałam, że współpracujecie z Bankiem Żywności. Na czym polega ta współpraca? A: Tak, wszystko zaczęło się od tego, że jako jeszcze studentka byłam wolontariuszką w Banku Żywności i pomagałam w projekcie edukacji żywieniowej seniorów. Nasza działalność jest kontynuacją myśli, którą zapoczątkowała działalność Banku Żywności. Bank Żywności pomaga biednym, a z drugiej strony zapobiega marnowania się żywności. My z kolei zauważamy to, że ludziom bardzo często potrzebna jest pomoc w budowaniu świadomości jak mają się żywić. Niezależnie od tego ile mają pieniędzy, ile mają czasu na zakupy, przygotowanie posiłku. Każdego dnia stajemy przed wyborem, co zjeść. A często zapominamy, że zdrowe odżywianie może być ekonomiczne, że wcale nie musi być drogie i jest dostępne też dla tych, którym się wydaje, że to jest luksus, na który nie mogą sobie pozwolić. A jeżeli chodzi o problem ekonomiczny w skali kraju, czy świata, to, jeśli już teraz zdrowo się zaczniemy odżywiać, zapobiegamy chorobom, które są droższe w konsekwencji. Leczenie jest droższe niż zapobieganie chorobom. Na razie skupiamy się na edukacji dzieci, jak powiedziałam na początku i od dwóch lat, kiedy to założyliśmy nasze stowarzyszenie, prowadzimy projekt Mały Dietetyk. K: Rozumiem, że Waszą główną motywacją, gdy zgłaszaliście się do projektu, było to, że można w mieście mieć własną grządkę i posadzić w niej coś, co ewentualnie potem można zjeść. Teraz przejdziemy na drugą stronę projektu, na tą społeczno-artystyczną. Czy wiesz, kim jest artystka - Elżbieta Jabłońska i czym się zajmuje? A: Przy okazji projektu dowiedziałam się o Jabłońskiej i o tym, co robi. Natomiast samo połączenie przyziemnego kopania w ziemi ze sztuką wydało mi się bardzo interesujące. Mnie wydaje się, że przyroda jest wzorem piękna, a jedzenie ma z nią związek. Chcemy, żeby nasze jedzenie było ładne, gdy przygotowujemy posiłki i siedzimy przy stole chcemy, żeby to wszystko estetycznie wyglądało. K: Czy myślisz, że to, że projekt Nieużytki Sztuki jest w Królikarni, w muzeum, parku, ładnym miejscu, będzie miało wpływ na oddziaływanie waszego projektu, że będzie łatwiej przebić się Wam z rozpowszechnianiem wiedzy o prawidłowym odżywianiu? A: Myślę, że zadaniem sztuki jest rozbudzanie wrażliwości i spotkanie ze sztuką jest momentem refleksji, z drugiej strony problemy społeczne wiążą się z wrażliwością i szerszym spojrzeniem na otaczający nas świat. Mówienie o problemach w miłych okolicznościach jest ważne. Głód, marnowanie jedzenia to problemy, na które możemy stać się wrażliwi, co wymaga zaangażowania od ludzi. Sztuka często porusza tematy bardzo przyziemne zmuszając nas do jakiś skojarzeń, przemyśleń. Łączenie takich rożnych sfer może być bardziej efektywne i często nas popycha w zaskakujących kierunkach. Też w kontekście tego, że my chcemy mówić o żywieniu do wszystkich ludzi, a nie tylko do tych super zainteresowanych zdrowym żywieniem, również do ludzi, którzy w ogóle o tym nie myślą i męczy ich to, że w mediach ciągle się o tym mówi. Dzięki projektowi każdy może przyjść do parku, odpocząć, a przy okazji zobaczyć doniczkę, w której rosną warzywa, co może rozbudzić w nim jakieś myślenie, emocje. K: Dziękuję za rozmowę! rozmawiała Eleonora Bojanowska


    2014-06-11 18:50:58
    WARSZAWA | Królikarnia
  • Zdjęcia: 4

    GRZĄDKA NO.1, czyli wywiad z Dominiką Sawczuk z fundacji Bank Żywności SOS

    Królikarnia: Na początku chciałbym się spytać o Waszą fundację Bank Żywności SOS. Czym dokładnie się zajmujecie? D: Bank Żywności jest fundacją, która powstała w Warszawie dwadzieścia lat temu. Wszystko zaczęło się od Jacka Kuronia i zup „kuroniówek”. Od tego czasu Banki Żywności SOS zajmują się dystrybucją jedzenia dla osób potrzebujących. Staramy się bezpłatnie pozyskiwać żywność, która inaczej uległaby zmarnowaniu, albo utylizacji, np. taką, która ma wady marketingowe czy taką z krótkimi datami ważności spożycia. Pozyskane w ten sposób produkty dystrybuujemy do innych organizacji pomocowych, a te przekazują ją do osób potrzebujących. Około dwunastu organizacji codziennie odbiera żywność od producentów, hurtowników, dystrybutorów, ale również od rolników. Nasi wolontariusze 2-3- razy w tygodniu przyjeżdżają na giełdę Bronisze i pytają po kolei rolników, czy mają coś dla Banku Żywności. Rolnicy oddają owoce i warzywa. Miesięcznie jesteśmy w stanie uzbierać 10 ton warzyw i owoców! K: To chyba bardzo dużo? D: Tak, w ciągu jednego dnia dwie czy trzy osoby są w stanie uzbierać około tony warzyw i owoców. Może trochę gorszej jakości. Ale też często rolnicy oddają nam własne plony: ktoś daje jedną kapustę, ktoś buraka. Jeśli takich darczyńców jest 70-100 osób - to się po prostu uzbiera duża ilość. K: A gdzie je przekazujecie? D: Całą żywność dystrybuujemy przez inne organizacje, które z nami współpracują. Jest ich 173, są to różne organizacje albo punkty dziennego pobytu np. świetlice środowiskowe, punkty dla osób starszych, różne organizacje pozarządowe, ale też np. noclegownie dla bezdomnych. Żywność dostarczamy również do domów matek chronicznie chorych, kół emerytów i rencistów. Odbierają też duże organizacje: MONAR, PCK, Caritas. Na stronie internetowej: zywnoscnamazowszu.pl można znaleźć dokładne informacje ile jest takich organizacji i gdzie pracują. Do tych wszystkich miejsc możemy przekazywać żywność przez całą dobę. Zdarzają się sytuacje, że dzwoni do nas firma cateringowa, której zostało jedzenie i nie chce go wyrzucać, wtedy nawet w nocy przyjeżdżamy i odbieramy je. W ogóle Banki Żywności działają lokalnie. Idea jest taka, żeby osoba potrzebująca nie miały zbyt daleko, żeby odebrać paczkę, albo zjeść posiłek. W województwie mazowieckim Banki Żywności są w Radomiu, Siedlcach, Ciechanowie. Mamy też aktywnie działających wolontariuszy w Ostrołęce i Ligowie. W całej Polsce funkcjonują trzydzieści dwa Banki Żywności. Są to oddzielne organizacje pozarządowe, fundacje i stowarzyszenia a wszyscy jesteśmy zrzeszeni w federacji Polskich Banków Żywności. K: Nie miałam pojęcia, że takie organizacje tak prężnie działają i są w stanie zebrać jedzenie z tak różnych źródeł. Słyszałam, że jest podatek od żywności oddawanej przez darczyńców prowadzących działalność gospodarczą. D: Podatek został zniesiony. Była „sprawa z piekarzem” (darczyńca prawie zbankrutował oddając chleb do lokalnego domu dziecka, przyp. red.), ale właśnie Banki Żywności są inicjatorami zmian w tej ustawie. Niestety ustawodawca niefortunnie wpisał tylko producentów. I tylko oni byli przez jakiś czas zwolnieni od tych podatków. Natomiast już od półtora roku zwolnieni są wszyscy: i hurtownicy i dystrybutorzy, i ktoś, kto kupuje produkty za granicą a w Polsce tylko je przepakowuje. Ale tak naprawdę potrzeba dużo zmian jeszcze przede wszystkim w świadomości nas wszystkich, że bardziej opłaca się przekazać tę żywność. A z ekonomicznego punktu widzenia jest to tańsze niż utylizacja. Jej koszty, patrząc na to globalnie, (jeżeli ktoś umie myśleć globalnie) to koszty wyprodukowania żywności, zużycia wody, pracy, zanieczyszczenie środowiska i potem, jeżeli czegoś nie sprzedamy i chcemy to wyrzucić. To jest marnowanie zasobów wszelkiego rodzaju. W momencie, kiedy znajdujemy inne wyjście: jakieś miejsce kanalizowania tych zasobów, w odpowiednim czasie, skierowanie ich do potrzebujących osób - to jest to coś szlachetnego i spełnionego. Zaczynają z nami współpracować hipermarkety. Pierwszym takim sklepem było Tesco i obecnie w Warszawie pracujemy z trzema największymi sklepami Tesco i odbieramy od nich regularnie żywność. To się ciągle rozwija, bo i Makro i Selgors są chętne do współpracy. Natomiast myślę, że jeszcze potrzeba chęci z obu stron, żebyśmy wszyscy mogli częściej odbierać tę żywność, żeby ona była identyfikowana na półkach, żebyśmy w odpowiednim czasie byli powiadomieni i mogli ją odebrać. E: Dlaczego zgłosiliście się jako organizacja do projektu „Nieużytki sztuki”? D: Bank Żywności prowadzi też projekty edukacyjne. Uczy co robić z żywnością, skąd się ona bierze i co to znaczy zdrowo jeść. Nasze projekty edukacyjne są bardzo szeroko zakrojone: zaczynaliśmy współpracę z organizacjami charytatywnymi, prowadziliśmy projekty na ich rzecz - aby podnieść poziom ich działania: wdrażaliśmy zasady higieny i bezpieczeństwa żywności w organizacjach pozarządowych (żeby mieli lepsze pomieszczenia, lepiej rozprowadzali tą żywność). Potem poprowadziliśmy projekt edukacyjny w świetlicach środowiskowych. Prowadziliśmy projekty w szkołach na wsiach i małych miasteczkach, gdzie świadomość marnowania żywności i jedzenia zdrowo jest inna niż w dużych miastach. Na wsiach żywność w zasadzie się nie marnuje, rozmawianie o tym, że marnujemy żywność musi być naprawdę na wysokim poziomie, w nawiązaniu do tego, ile wody się marnuje przy jej produkcji. Z drugiej strony dzieci pragną mieć „kolorowe” produkty, a tłumaczenie dzieciom, że mogą sobie zastąpić kolorową i niezdrową żywność, zdrową jest trudne. Więc jest to skomplikowany proces. Do szkół z projektami edukacyjnymi chcieliśmy wejść 5-6 lat temu, ale było nam ciężko, po prostu szkoły nie były gotowe na to, żeby wpuszczać organizacje pozarządowe. Teraz to się stało bardzo modne i przez to łatwiejsze. Zaczęliśmy prowadzić projekty dla szkół podstawowych. W tym wypadku bardzo ważni są też rodzice, którzy mają olbrzymi wpływ na kształtowanie świadomości dzieci. Niestety nie jest łatwo wejść z nimi w dialog - nie udało nam się jeszcze poprowadzić dla nich warsztatów, ale mam nadzieje, że już w przyszłym roku uda nam się to przeforsować. Myślę, że taki pomysł, jak „Nieużytki sztuki”, spędzanie czasu w Królikarni - atrakcyjnym, trochę kontrowersyjnym miejscu, ale przede wszystkim miejscu kultury i sztuki, może w tym pomóc. To jest miejsce, do którego możliwe, że rodzice będą chcieli przyjść i w tej bardzo fajnej atmosferze i otoczeniu będziemy mogli przekazać ważne wiadomości. K: Czy chcecie w ramach projektu „Nieużytki sztuki” zorganizować jakieś „spotkania przy grządce”? D: Tak chcemy robić spotkania, bo miejsce jest bardzo fajne i przyjemne. Bank Żywności znajduje się obecnie w Regułach, przed Pruszkowem. Wolontariusze do nas przyjeżdżają kolejką. Ale jednak namówienie kogokolwiek, żeby do nas przyjechał w celach poznawczych, czy medialnych jest dosyć trudne. Natomiast Królikarnia jest w centrum Warszawy, dlatego liczymy na to, że będziemy mogli wokół tej małej grządki, która jest takim symbolem, skupić osoby wokół ważnych tematów, dotyczących tego, że żywność pochodzi z gleby, że powinniśmy się nią opiekować, że otaczają nas osoby potrzebujące, że powinniśmy się wszyscy edukować, bez względu na status społeczny. Mieć świadomość tego, kim jesteśmy w stosunku do pokarmu - naszej podstawowej potrzeby życiowej. To jest dobre miejsce, bo my tu nie ograniczamy dostępu do kultury i sztuki, a przecież ludzie często z tego muszą rezygnować, ponieważ ich wszystkie zarobki idą na podstawowe rzeczy i na tę kulturę czy inne tego typu potrzeby nic nie zostaje. Dlatego uważam, że jest to dobre miejsce. K: Czyli będą odbywać się tu spotkania i warsztaty? D: Tak, chcemy zapraszać konkretne osoby i rozmawiać o ważnych dla nas tematach. Poza tym wyobrażam sobie, że może to być miejsce spotkań naszych wolontariuszy. Może to być punkt spotkań dla biznesu, jeżeli chcielibyśmy wręczyć jakąś nagrodę. To jest miejsce, gdzie będą mogły przyjść dzieci, pogrzebać w ziemi i zobaczyć, jak wygląda pomidor, jakie on ma korzenie, jeżeli będziemy go wyrywać i konsumować. Można obserwować rośliny od momentu zasiania do momentu, kiedy wyrastają i kiedy dalej się coś z nim robi. To miejsce daje bardzo dużo możliwości. Mam nadzieje, ze będzie to miejsce uzupełniające nasze działania, które dzieją się przez cały rok. Możemy wykorzystać je przy aspektach kulinarnych, czyli np. naszych zbiórkach świątecznych. Możemy umówić się tu z wolontariuszami. A jak zapytają, dlaczego tu, a nie pod rotundą? To znamy odpowiedź: dlatego, że to jest przyjazne miejsce: tu jest nasza grządka i chcemy tu stworzyć punkt kontaktowy. K: A jak Pani się dowiedziała o projekcie „Nieużytki sztuki”? D: Zadzwonił do mnie kolega, który usłyszał w radiu o projekcie i stwierdził, że mogę się tym zainteresować. Potem zaczęłam szukać więcej informacji w Internecie. Nasza grządka ma trzy podmioty: jest pani Monika z córką (i my i ona chcieliśmy siać warzywa i owoce, więc łatwo doszliśmy do porozumienia), są też dziewczyny ze stowarzyszenia DietaNova - są dietetyczkami, więc uzupełniają te wszystkie działania od strony zdrowotnej. No i jesteśmy my, Bank Żywności - dla nas najważniejsza jest kwestia niedopuszczania do marnowania żywności. Nie ma wśród nas artystów:) K: Właśnie chciałam przejść do tej kwestii, czy jako posiadacze tej grządki, którzy skupiają się na kwestii żywieniowych, macie świadomość, że jednak jest to projekt artystyczny? D: Myślę, że ten projekt powstał po to, żeby sztukę łączyć z elementami społecznymi. Jesteśmy z różnych grup, ale nadal interesuje nas wspólna przestrzeń, w której się coś dzieje. Sztuka nie jest tylko sztuka samą dla siebie - tylko dla artystów i osób związanych z tym kręgiem. Chodzi o to, żeby była otwarta, dla ludzi. Dla mnie to ważne jest to, że mogę mówić o rzeczach, które są mało przyjemne, bo nikt nie chce mówić o tym, że są ludzie bezdomni, albo ze dzieci są głodne w miejscu estetycznym, pięknym, do którego się chętnie przychodzi. I myślę, że dlatego warto łączyć sztukę z tą sferą społeczną, mówieniem o tym, ze są wśród nas osoby potrzebujące. Kto inny ma pomagać, jak nie osoby zajmujące się sztuką – wrażliwe społecznie? Bo jeżeli sztuką zaczynamy się zajmować na pewnym poziomie swojego życia, bo do tego jest potrzebna ta dojrzałość społeczna. I myślę, że tutaj w tym miejscu, wspólnie - my tę dojrzałość osiągamy… K: No właśnie - autorka projektu Elżbieta Jabłońska w swoich działaniach artystycznych dużą wagę przywiązuje do problemów społecznych. Czy Pani zna jej działalność? D: Oglądałam jej stronę internetową i właśnie byłam mile zaskoczona, że z tak z daleka docierają do nas projekty. I jak zobaczyłam, jakie duże zainteresowanie jest tym projektem, to uświadomiłam sobie, że jest duże zapotrzebowanie społeczeństwa, żeby coś robić publicznie, jakoś działać. Więc mam nadzieję, ze miedzy innymi „Nieużytki sztuki” spowodują, że ludzie będą wychodzili na ulice ze swoimi pomysłami i będą mogli mieć wpływ na swoje otoczenie w mieście. K: Dziękuje za ciekawą rozmową. rozmawiała Eleonora Bojanowska


    2014-06-05 11:27:47
    WARSZAWA | Królikarnia
  • GRZĄDKA NO.3, czyli wywiad z Polą i Anulą

    Z dwoma właścicielkami grządki rozmawiam o tym, dlaczego zgłosiły się do projektu nieużytki sztuki, co i dlaczego chcą posadzić, a także czym jest dla nich ta inicjatywa. Królikarnia: Na początku chciałam Was spytać, czy wiecie kim jest artystka: autorka projektu, i czym się zajmuje? Pola: Ja znam ją osobiście, przez rodziców. Widziałam kilka jej wcześniejszych prac, wiem, że robi różne projekty społeczne np.: Matka Polka, albo performence, widziałam jeden, który odbył się w galerii Arsenał w Białymstoku. Anka:Niestety nie kojarzę... K: Dlaczego zgłosiłyście się do tego projektu, i w jakim jesteście składzie, czy jest to grupa przypadkowych osób, czy wszyscy się znacie? A: wszyscy się znamy. Obie wychowywałyśmy się w dużych domach z ogrodami i zawsze sadziłyśmy sobie coś w ogrodzie. Ja miałam sałatę, jakieś warzywa, zioła. Później obie przeprowadziłyśmy się do Warszawy i nam strasznie tego brakowało i teraz obie mamy zioła w naszych mieszkaniach, na tarasie, albo w kuchni. Ale to było dla nas wciąż mało. Chciałyśmy sadzić własne warzywa i zioła, dlatego między innymi zgłosiłyśmy się do projektu. P: nasza grupa składa się z samych bliskich przyjaciół. Projekt może połączyć znajomych przez wspólne kopanie w ziemi. Jest to dla nas fajna forma spędzania wolnego czasu. K: Czyli głównym motywem, dla którego zgłosiliście się do projektu było to, że możecie mieć własny mały ogródek, a nie chęć uczestniczenia w projekcie artystycznym? P: To były równoległe motywy. Ja dowiedziałam się o projekcie od mojej mamy, czyli Agnieszki Tarasiuk z Królikarni. A: O projekcie dowiedzieliśmy, jako o projekcie artystycznym, ale naszymi głównymi pobudkami jednak było sadzenie warzyw i ziół. Fajne jest to, że przy donicach prowadzimy bardzo dużo rozmów. Za każdym razem jak tam byłam, ktoś podchodził i pytał o co chodzi. A jak coś sadziłam, to pytali co to za zioła, i dlaczego je sadzimy... czuć, że projekt jest bardzo interaktywny i ludzie z zewnątrz się do tego dołączają, zadając pytania i rozmawiając o nim. K: Czy ustaliliście już, co chcecie posadzić? P: To jest trudna decyzja przez to, zę jest nas tak dużo i każdy ma trochę inny pomysł, ale oczywiście chcielibyśmy mieć jakaś wspólną koncepcję. Ja bardzo bym chciała posadzić wszystkie rośliny w jakiś konkretny wzór, innym bardziej zależny na tym, żeby rosło coś dobrego, z czego możemy ugotować później wspólną kolację, po zebraniu plonów. Z tego powodu nie dogadaliśmy się jeszcze, jak dokładnie ma wyglądać nasza grządka. A: główną ideą jest, żeby sadzić zioła, warzywa i kwiatki jadalne. K:Ile osób jest w waszej grupie? P: Jest dużo osób, które nie chcą się jakoś bardzo angażować w projekt/ formalnie nie należą do naszej grupy, ale bardzo im się podoba i jak będzie potrzebna pomoc, to będą przyjeżdżać i na przykład podlewać. Ale takich osób najbardziej zaangażowanych jest sześć plus około pięciu dochodzących. K: Posadziłyście już coś? A: Na razie posadziliśmy tymianek. Opiekowałam się dzieckiem, poszłam z nim do parku w Królikarni i stwierdziłam, że sadzenie jest fajnym sposobem spędzania czasu z dzieckiem. Czekamy aż się skończą przymrozki, do piętnastego maja, żeby moc dalej sadzić. Mamy już kiełkujące nasiona w domach, które czekają na piękną pogodę. K: Do kiedy chcecie zajmować się Waszą grządką? A: do końca sezonu na pewno. Potem zobaczymy. K: A co zrobicie w wakacje, kiedy większość osób wyjeżdża? P: będziemy się wymieniać. Dzięki temu, że dużo osób nam pomaga, nie będzie chyba z tym problemu. K: Czy wiecie, jak ma się skończyć ten projekt/akcja? P: Nie ma konkretnych planów i chyba też o to chodziło Eli Jabłońskiej, żeby dać impuls i zobaczyć czy i jak to się rozwinie. A: Podpisaliśmy umowy do listopada i potem zobaczymy. Jest obawa, że na początku wszyscy są mega zaangażowani, a z czasem to może przejść, wiec Ela zobaczy jak to się rozwinie, i czy to ma sens, i w jakim stopniu ludzie się w to zaangażują. K: Wchodziłyście kiedyś na stronę Nieużytków? P: Tak, ale częściej wchodzę na fb, żeby zobaczyć co nowego się dzieje w projekcie. Bardzo fajna jest idea strony, to że tworzona jest wspólnie. Jednak łatwiejszy, bardziej dostępny jest fb. Rozmawiała Eleonora Bojanowska z Polą i Anulą.


    2014-05-21 11:34:45
    WARSZAWA | Królikarnia
Kalendarz ogrodnika
Sobota

1

kwietnia

Zadania na dziś
Informacje o projekcie
Skontaktuj się z nami
Zrealizowano z udziałem środków
Ministerstwa Kultury
i Dziedzictwa Narodowego.
Created by Serwis Fixeo.pl ® 2014

Kantor internetowy - kursy walut, kurs euro, kurs dolara, waluty - obsługujemy wszystkie banki, zapraszamy

www.kantorinternetowy.pl
Szukasz profesjonalnej firmy wykonującej nadruki na odzieży? Z wieloletnim doświadczeniem? Potrzebujesz szybko wykonać nadruki na koszulce albo nadruki na koszulkach? Jest wiele firma na rynku ale te liczące to z pewnością mały odsetek. Polecamy wam serwis nadrukiodziez.pl gdzie możesz zwrócić się bezpośrednio do naszych przedstawicieli i zamówićodpowiednią ilość koszulek. Posiadamy koszuli najlepszych producentów na świecie min.: Fruit Of The Loom, Gildan, B&C, Anvil, Russell, SG, FDM, BAGBASE, Beechfield, Tee Jays, QUADRA, Bags by Jassz, Result Winter Essentials, YOKO, Nakedshirt, KARLOWSKY, Mantis KIDS, SPIRO, Result Work-Guard, CLASSICS, Flexfit, Result Headwear, Babybugz, Shugon, Westford Mill, Result Safe-Guard i wiele innych